Po trzech dniach bez Liama zaczęło się robić nudno. Cecil ze mną nie rozmawiała za wiele. Większość dziewczyn z klasy miała już wyrobioną o mnie opinię ..A-społeczne dziwadło do którego kleją się fajni chłopcy''. Ignorowałam je. Czwartego dnia, biegnąc nocą po lesie znalazłam szynszylę, która zapewne komuś uciekła. Lis z którym ją widziałam trzymał ją za łapę i niewinnie rzucał nią na wszystkie strony. Wzięłam rozpęd i łbem uderzyłam o klatkę piersiową rudego stworzenia. Usłyszałam jak żebra mu pękają. Wypluł on szynszylkę i zaczął ciężko dyszeć. Zostawiłam go tam. Kilka złamanych żeber nie jest śmiertelnym ciosem. Wzięłam szynszylę do siebie. Opatrzyłam jej rany korzystając z leczniczych run. Zwierze zasnęło i przeżyło tę noc.
Kiedy się obudziłam ona biegała po moim pokoju. Tylną łapkę opatrzoną bandażem wlokła za sobą. Ogon, również opatrzony, stał sztywno na jej owłosionym tyłeczku. Na uchu, a raczej na tym co zostało z jej ucha, krew zmieniła się w strup. Zadrapania zniknęły.
- Hej maleńka - powiedziałam do puszystego stworzonka, a ono zareagowało tak jak większość stworzeń, które po raz pierwszy w życiu zobaczyły wilkołaka. Uciekła w najciemniejszy kąt, pod biurko. Westchnęłam. Niedługo się do mnie przyzwyczai, pomyślałam, ale zwierze pozwoliło mi się dotknąć dopiero wieczorem następnego dnia.
- Póki jesteś pod moją opieką będę cię nazywać Rea, jako, że jesteś samiczką - uśmiechnęłam się do stworzenia nakładając na nią magię rutniczą. Kiedy skończyłam zwierze weszło pod kołdrę i zasnęło. Wydobyłam ją z mojego legowiska i położyłam ją na jej posłaniu zrobionym z koca i położyłąm się na łóżku z książką w ręku.
Obudziłam się z książką na twarzy.
Liam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz