piątek, 1 maja 2015

Od Jeff cd Mary

- Poczekaj chwilę - poprosiłem i poszedłem na tyły lokalu. Siedział tam mój ojciec. - Heja tato - powiedziałem, a on uśmiechnął się do mnie smutno. Wziąłem kluczyki od samochodu i wyszedłem. - Chodź ślicznotko, jedziemy po krew - powiedziałem do Mary. - Fuj... krew z paczki. - Hyhy, nie - zaśmiałem się. - Dziś rano były ''żniwa''. - Nie rozumiem twojego cmentarnego slangu - stwierdziła. - Dziś rano była akcja... ee... nie pamiętam nazwy, ale pobierali krew. - Jeszcze nie mrozili. Oczy się jej zaświeciły. - Szybko, bo wystygnie - pociągnęła mnie na dwór. - Gdzie auto? - To ten karawan - wskazałem czarne auto, w którym była trumna. - Żartujesz sobie. - Oczywiście, że nie. Limuzyna jest u mechanika. - Zabiję cię - stwierdziła. - Potem, a teraz wsiadaj - powiedziałem wchodząc do auta. Wsiadła nieco niechętnie. - Żeby nie było... to nie jest moje auto - powiedziałem i spojrzałem jej z powagą w oczy. - Ja nie mam samochodu, mam czarny motor. Kiedy byliśmy w połowie drogi, dziewczyna zapytała mnie, czy kiedyś pozwolę jej się przejechać moim motorem. - Nie samej- odparłem, a ona zrobiła podkowę, więc dodałem: - Ale obiecuję Ci, ślicznotko, że zabiorę cię na romantyczną przejażdżkę o zachodzie słońca. Zarumieniła się i pacnęła mnie w rękę. Dojechaliśmy pod szpital, gdzie czekał na tyłach na nas, doktorek z kilkoma skrzyniami. - Hej Cloud - powiedziałem i otworzyłem ''bagażnik'', a raczej miejsce, gdzie trzyma się trumnę. No i oczywiście nie zabrakło owej skrzyneczki na padlinkę. Mary stanęła obok mnie. - Czy to... - Mmm... - otworzyłem okienko nad twarzą zmarłego, była tam kobieta. Mary zakryła usta dłonią. - Ona... -Nie przejmuj się. Rano miała pogrzeb - stwierdziłem widząc nieco ziemi na drewnie. - Ale czemu... - Mój ojciec często w ten sposób ratuje wampiry, które już dłużej nie mogą przebywać w swojej ludzkiej rodzinie. Dzięki mojemu ojcu mogą dołączyć do klanu - wyjaśniłem. - Całe szczęście, że jestem wilkołakiem - stwierdził za nami Cloud. - Uwierz, ja też się cieszę - powiedziałem. Władowaliśmy kilka skrzynek z krwią. Kładłem je na trumnę, a co mi tam. W drodze powrotnej czuliśmy zapach świeżej krwi dzięki naszym wyczulonym zmysłom. - Jeff... daj mi jedno opakowanie... nikt się nie skapnie - szepnęła, - Nie - odparłem. - Ale jeśli zależy ci na łatwym kąsku, to jak wrócimy do akademii możesz ze mnie pić - odparłem i poruszyłem znacząco brwiami. - To nie jest śmieszne - mruknęła. - Wiem, ale nie dostaniesz krwi ze skrzyneczek - odparłem. Mary?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz